
Ciekaw jestem, co każda z czytających ten tytuł osób sobie pomyślała. Zapewne wielu przyszedł na myśl Rzym oraz znany z lekcji historii edykt mediolański, wydany w 313 roku przez Konstantyna Wielkiego. Czyżby zatem Cesarstwo? Sam jednak edykt zapewniał tylko (i aż!) swobodę wyznawania chrześcijaństwa; data przyjęcia chrztu przez samego cesarza jest zaś trudna do ustalenia. Jaki inny jeszcze kraj może przyjść nam do głowy?
Przyjęło się, by za „chrześcijańskie” uznawać państwa, których władcy jako pierwsi przyjęli chrzest. Niejednokrotnie za decyzją króla nie szło poparcie ludu – także polskie ziemie przeżywały nawroty pogaństwa. Jednak chrzest możnych zawsze był oznaką znacznego ugruntowania wiary na terenie misyjnym. Uczciwie trzeba przyznać, iż – według legend – pierwszym chrześcijańskim państwem globu mogło być Królestwo… Osroene. Nie, to nie literówka. Osroene było niewielkim syryjskojęzycznym królestwem ze stolicą w Edessie (dziś Turcja). Jego władca, Abgar V, miał wymieniać korespondencję z samym Jezusem Chrystusem, zaś w III wieku królestwo stało się, według apokryfów, państwem chrześcijańskim. Czy tak było w istocie? Brak na to dowodów. Tak samo trudno potwierdzić datę ochrzczenia władcy sąsiedniego kraju – Adiabene, asyryjskiego królestwa, którego stolica znajdowała się w Arbeli (obecnie Irak).
Apostołem tych i innych ziem miał być święty Addaj, w którym niektórzy widzą osobę apostoła, Judy Tadeusza, inni zaś po prostu Tadeusza, „jednego z siedemdziesięciu dwóch”. On to miał być wysłany przez Zbawiciela do wspomnianego już króla Abgara, aby go uleczyć i ochrzcić jego samego oraz jego poddanych w Edessie. Później poniósł męczeństwo w prowincji Artaz (lub, jeśli był to apostoł Juda, został ścięty w Bejrucie).
Addaj nie działał jednak w pojedynkę. Być może wyobrażamy sobie, iż ewangelizacja narodów dokonała się wyłącznie dzięki niestrudzonej pracy misjonarzy, którzy sami musieli dotrzeć w najodleglejsze krańce świata. Owszem, legendy dowodzą wielkiego zapału apostołów (święty Tomasz jest patronem Kościoła Indii; za jego czasów i z jego inicjatywy miał stanąć w Palajur kościół uważany przez niektórych za najstarszy budynek kościelny świata; stoi tam do dziś). Sporo jednak pracy dokonało się za pośrednictwem… handlu. A raczej dzięki kupcom, którzy wędrowali przez świat, niosąc w różne zakątki przyjętą przez siebie naukę. I tak, ponieważ, jak wiemy z Dziejów Apostolskich, chrześcijanie w pierwszym rzędzie zwracali się ku gminom żydowskim, to właśnie nowo ochrzczeni kupcy żydowscy mieli mieć znaczny wpływ na rozpropagowanie nowej wiary (docierali z nią do już wspomnianych Indii! A inni – nawet do Chin…). Ale – nie oni jedni. Scenerią dla pierwszych dzieł ewangelizacyjnych była Syria – kraj dziś w większości muzułmański, rozdarty wewnętrznym konfliktem. Do Syrii zaś i z powrotem nieustannie podróżowali wówczas kupcy… ormiańscy.
Czy można powiedzieć, że Armenia schrystianizowała się dzięki kupcom? To tylko jedna z przyczyn. Ormianie stopniowo oswajali się z nową wiarą, w naturalny sposób przejmując ją od Syryjczyków; wciąż jednak nie docierała ona na szczyty władzy. Ok. 252 roku odbyła się nawet w Erywaniu debata pomiędzy chrześcijanami a wyznawcą manicheizmu – przysłuchiwał się jej sam władca. Do decydujących jednak wypadków doszło pół wieku później.
Za panowania Dioklecjana żyły w Rzymie pobożne dziewice pod zwierzchnictwem przełożonej, Gajane. Jedna z tych niewiast, Hripsime, obdarzona wyjątkową urodą, spodobała się cesarzowi. Odrzuciła jednak jego względy, przez co ona oraz jej towarzyszki zmuszone były opuścić nieprzyjazny im Rzym. Dotarły wpierw do Aleksandrii, a potem do Armenii, gdzie chciały oddać się życiu chrześcijańskiemu. Jednakże tamtejszy król, Tiridates (Trdat) III, również próbował namówić Hripsime do małżeństwa. Po jej odmowie poddał ją okrutnym torturom, a następnie zamordował. Podobny los spotkał pozostałe dziewice. Za te zbrodnie siepaczy króla nękały demony, stracili też rozum, zachowując się jak dzikie zwierzęta. Sam król, zgodnie z podaniami, przyjął zwyczaje najmniej chlubne, bo właściwe dzikim świniom, błąkając się w sobie wiadomym celu po lasach wokół Wagharszapatu.
Wcześniej jeszcze król wtrącił do głębokiego lochu w twierdzy Khor Virap swojego sekretarza, Grzegorza, gdy ten odmówił oddania czci pogańskiej bogini i wyznał chrześcijańską wiarę. Teraz, po trzynastu latach uwięzienia, przypomniano sobie o utrudzonym chrześcijaninie. Wydobyty z jamy zaraz uzdrowił króla z przykrej dolegliwości, ten zaś natychmiast przyjął wiarę chrześcijańską. Tak zatem w 301 roku miał się narodzić dla Kościoła pierwszy w historii świata władca chrześcijański.
Od tego momentu (mniej więcej – data jest, jak wszystkie powyższe dane, zaczerpnięta z legend, ale można jej bronić) sprawy potoczyły się śmielej. Grzegorz został wyświęcony w Cezarei Kapadockiej na biskupa, stając się automatycznie pierwszym katolikosem (zwierzchnikiem Kościoła) Armenii. W Wagharszapacie zbudowano katedrę w miejscu, które miał wskazać sam Zbawiciel w sennym widzeniu Grzegorza (stąd nazwa tej lokalizacji – Eczmiadzyn, ecz Miacin, „zstąpił Jednorodzony”). Do dziś w Eczmiadzynie rezyduje katolikos ormiański, a katedra nosi wezwanie świętego Grzegorza Oświeciciela. Pobożna opowieść relacjonuje spotkanie Grzegorza i Trdata z papieżem Sylwestrem i Konstantynem Wielkim, do którego miało dojść w Rzymie. Chociaż jest to niemal na pewno hagiograficzna fikcja, przekazuje nam ważną prawdę: Ormianie zawsze czuli do Rzymu sympatię; niejednokrotnie ich związki z papiestwem były bardzo bliskie.
Ponadto w Polsce Ormianie stanowili bardzo prężną mniejszość – wiele osób z polskiego świata kultury to osoby o ormiańskim pochodzeniu (babka Juliusza Słowackiego była Ormianką; podobnie babka Zbigniewa Herberta. Ormianinem z pochodzenia był pisarz, Szymon Zimorowic, i malarz, Teodor Axentowicz). Tak dalecy… a tak bliscy? Kraj, o którego kontynentalną przynależność spierają się badacze, kraj niby egzotyczny – Armenia – jest nam bliższy, niż się to wydaje. Czy przez pielęgnowaną od starożytności wiarę, czy przez więzy krwi niektórych z nas – Ormianie są naszymi braćmi.
Grzegorz Hawryłeczko OSB
Wspaniałe pozdrawiam
I ja pozdrawiam.
„Ormianie są naszymi braćmi” No, powiedzmy: prawie braćmi. To wniosek wysnuty z rozmowy z pewną Ormianką. Otóż , będąc swego czasu z kolegą w Berlinie, około południa w upalny dzień, nie mogliśmy trafić do poszukiwanego obiektu, uznaliśmy: „koniec języka za przewodnika”. Niestety, przechodnie, to sami obcokrajowcy, nie znający języka niemieckiego. Kiedy już 3 lub 4 napotkane osoby zaindagowane nie potrafiły nam pomóc, zauważyłem nadchodzącą młodą kobietę z dzieckiem w wózeczku. „To na pewno Niemka”- pomyślałem. Pytam, a ona wzdryga ramionami. Rozeźlony , krzyknąłem do kolegi: „cholera, czy w tym Berlinie nikt nie mówi po niemiecku ?” Wtedy napotkana z radością , podnosząc ręce w powitalnym geście wykrzyknęła : „O, Palaczki, ja z Armenii”. W czasie krótkiej rozmowy, posługując się polsko-rosyjską mieszanką językową dowiedzieliśmy się, że : „Wy, katolicy, my też prawie katolicy, chociaż nie zupełnie, my też kochamy papieża, my też uznajemy papieża, chociaż nie zupełnie. Jedni uznają, inni nie zupełnie. Ale wy nas lubicie, prawda ? Potwierdziliśmy, że bardzo lubimy. Chociaż niektórzy pewnie tak nie zupełnie. Pozdrawiam Ojca Grzegorza