
Tajemnicę Eucharystii w tym roku poprzez specjalną liturgię czciliśmy już w Wielki Czwartek. Dzisiaj, w Boże Ciało, czcimy ją w sposób szczególny po raz kolejny (piszę „w sposób szczególny” ponieważ każda Msza Święta jest wyrazem czci wobec tej tajemnicy). O ile w Wielki Czwartek skupialiśmy się przede wszystkim na aspekcie uczty, wydania Chrystusa za nasze grzechy, ofiary krzyżowej, oczekiwania na zmartwychwstanie, o tyle teraz skupiamy się na Najświętszym Sakramencie jako na tajemnicy obecności Boga żywego pośród nas. I nie jest to jakaś obecność odległa, zastępcza czy teoretyczna; to jest obecność przerażająco bliska i konkretnie namacalna – obecność Boga w kawałku chleba i odrobinie wina. Dlatego Boże Ciało to jest pytanie, które podczas procesji stawiamy całemu światu (i sobie samym też): czy wierzysz, że Bóg jest zawsze obecny pośród nas?
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Pwt 8, 2-3. 14b-16a; 1 Kor 10, 16-17; J 6, 51-58Znak procesji eucharystycznej urąga zdrowemu rozsądkowi ludzi dnia dzisiejszego. Bóg, do którego dąży się poprzez subtelne medytacje w stylu buddyjskim, wydaje się być odległy od Boga, który mieszka pośród nas w topornym i prostym znaku chleba i wina czy daje się poznać poprzez pokorny gest adoracji Hostii w monstrancji. Kult Eucharystii wymaga poświęcenia czasu, spędzenia chwil przed tabernakulum. Czy dzisiaj, kiedy mamy kalendarze wypełnione co do minuty, stać nas jeszcze na „marnowanie” czasu na adorację eucharystyczną? Żyjemy w zabieganym świecie, czasami mamy wrażenie, że biegniemy wraz z nim bez głębszego celu, na oślep, w smutku… Procesja z Najświętszym Sakramentem chce temu naszemu biegowi przywrócić porządek i sens: przez życie idziemy z Bogiem, centrum naszego życia jest ołtarz i Słowo Boże, chlebem, który daje nam siłę, jest Ciało Pańskie.
Boże Ciało jest nam dzisiaj potrzebne jak nigdy. Przez jego prostą symbolikę możemy odnaleźć fundamenty naszego życia: wspólnotę z Bogiem i z ludźmi.
Szymon Hiżycki OSB
Zatrzymane w kadrze sprzed dwóch dni…
Zastanawiałam się, czy dzisiejsza upalna pogoda nie wpłynie zniechęcająco, żeby już przy pierwszym ołtarzu skręcić w bok i zakończyć swój udział w procesji Bozego Ciała. Bielanki – jedne z białymi liliami w rękach inne sypiące płatki kwiatów z wiklinowych koszyczków na asfalt jezdni, wszystkie w białych komunijnych sukienkach i wiankach. Chorągwie, poduszki, orkiestra dęta ubrana elegancko na czarno i obowiązkowo w białych koszulach i wypastowanych pantoflach. Tłumy ludzi, kobiety, mężczyźni, dzieci, młodzież, i dobrze już starsi ludzie. Sukienki, kapelusze, garnitury, tenisówki, klapki, sandały, szpilki, sztyblety. Rudzi, blondyni, piegowaci, brunetki i blondynki. W oknach i na balkonach gapie, może zaspali i obudził ich dopiero śpiew i orkiestra? Ksiądz, podtrzymywany przez dwóch najstarszych w parafii ministrantów, niesie w rękach monstrację. Idą schowani pod baldachimem, chronią monstrancję przed palącym słoncem, jak chroni się małe dziecko w wózku żeby nie dostało udaru. Lekki wietrzyk chłodzi twarze ministrantów i księdza, żałuję że nie mam parasola. Obok idzie sąsiadka z osiedla, w rękach trzyma wymiętą książeczkę z tekstami pieśni Śpiewa donośnym głosem, jak na moje ucho cokolwiek fałszuje. Dźwięki wydobywające się z wielkiej złotej orkiestrowej trąby chwilowo ją zagłuszają, po czym znowu słyszę znajomy głos. Obok młody chłopak pcha wózek inwalidzki, w którym siedzi starszy pan. Chłopakowi nie udaje się zatrzymać w porę wózka i wjeżdżają prosto w nogi kobiety idącej przed nimi. Kobieta kuleje, chyba ma otartą do krwi nogę, ktoś ją podtrzymuje. Wietrzyk wieje, sąsiadka śpiewa, słońce pali, policja kieruje ruchem, autobus zatrzymuje się żeby przepuścić procesję. Kolejny ołtarz, słowa Ewangelii, znowu ruszamy, teraz monstrację niesie młody ksiądz, chyba nowy, bo nie kojarzę twarzy, znowu chronią się w cieniu baldachimu. Wiatr porusza frędzlami, słyszę znajomy głos sąsiadki. I czuję, że właśnie ten jej śpiew, absolutnie amatorski, nie idealny, jest tu jak najbardziej na miejscu. To wszystko co się tu dzieje, chociaż na pierwszy rzut oka moze wyglądać kiczowato jest takie prawdziwe, to przecież my, zwyczajni ludzie, którzy idą ulicami miasta razem z Panem Jezusem. Czy ktoś go widzi, czy wierzy że on tam jest, w tej monstrancji pod baldachimem, chroniony przed słońcem jak niemowlę na spacerze, któremu się śpiewa, ciesząc się z ładnej pogody? No co w tym może być kiczowatego? Że ktoś może niezbyt idealnie śpiewa? Widać Jemu to nie przeszkadza, On wie, że to z serca, że nie wydumane, nadęte, że prawdziwe, widzi te spocone twarze, widzi serca, czasem zranione, zalęknione, te żylaki, popuchnięte nogi, On to wszystko widzi i wie. Więc po co, po co Go uszukiwać, udawać kogoś innego, On nas chce prawdziwych, takich nas chce widzieć, jakimi jesteśmy naprawdę, nie oszukanych, czy wymyślonych. Ta dzisiejsza procesja zdecydowanie za szybko się skończyła, można byłoby jeszcze tak iść i iść. Ale przecież na tym nie koniec, On przecież czeka, wiosną latem , jesienią i zimą, w nocy i w dzień, na każdego.