
Prawdziwa i absolutna miłość do Chrystusa wyraża się zwłaszcza w modlitwie, która jest jakby osią, wokół której obraca się codzienna rzeczywistość i całe życie benedyktyńskie.
Podstawę zaś modlitwy stanowi, wedle słów Benedykta, słuchanie słowa, a jest to Słowo Wcielone, które zwraca się tutaj i dzisiaj do każdego człowieka, w jego aktualnej i niepowtarzalnej sytuacji, które przemawia poprzez Pismo Święte i przez urząd kościelny, a w klasztorze również przez słowa ojca i braci należących do wspólnoty.
W takim posłuszeństwie wiary przyjmowane jest Słowo Boże z pokorą i radością, płynącą ze zrozumienia, że poznajemy odwieczną nowość, której czas nie tylko nie umniejsza, lecz nawet czyni ją coraz żywszą i z dnia na dzień coraz bardziej pociągającą. To więc słowo staje się niewyczerpanym źródłem modlitwy, ponieważ: „Bóg sam przemawia do duszy, podpowiadając jej tę odpowiedź, której serce Jego wyczekuje. Ta modlitwa rozdzielona jest na różne godziny dnia i, jakby podziemna rzeka, ożywia codzienną pracę”.
Przez spokojne zaś i dążące do zrozumienia rozmyślanie – można je wręcz nazwać przeżuwaniem duchowym – słowo Boże w duszach oddanych modlitwie zapala światło, którego jasne promienie oświetlają cały dzień. To właśnie jest „modlitwa serca”, owa „krótka i czysta modlitwa” (por. RegBen 20,4), w której odpowiadamy na głos Bożej zachęty i równocześnie skłaniamy Pana, by udzielił nam niewyczerpanego daru swego miłosierdzia.
Tak więc Słowo Boże, tę niezgłębioną tajemnicę zbawienia, dusza rozważa codziennie z wielką miłością i pilnie w nie się wsłuchuje. Jest to w pewnym sensie nauka życia, w której szukamy nie ludzkiej wiedzy, ale mądrości zawierającej w sobie Boski pierwiastek. Nie chodzi tu więc o to, abyśmy więcej wiedzieli, lecz – jeśli godzi się tak powiedzieć – abyśmy istnieli w sposób doskonalszy: abyśmy rozmawiając z Bogiem, do Niego zwracali Jego własne słowa, abyśmy myśleli to, co On sam myśli – krótko mówiąc, abyśmy żyli Jego życiem.
Wierzący chrześcijanin, słuchając słowa Bożego, zyskuje nowe zrozumienie różnorodnych spraw i wydarzeń, które zgodnie z wolą Opatrzności Bożej rozgrywają się w różnych czasach w łonie rodziny ludzkiej. W ten sposób Bóg daje duszy wierzącej wielką wizję planu zbawienia. A dzieje się to tak, abyśmy otworzywszy oczy i słuchając uważnie (por. RegBen Prol. 9), dostrzegli przez wiarę wielkie dzieła Boże. Przebóstwiające światło kontemplacji roznieca płomień i pełne podziwu milczenie; śpiew radosny i żarliwe dziękczynienie nadają specyficzny charakter modlitwie, w której mnisi dzień po dniu wielbią Boga pieśnią pochwalną. Wtedy modlitwa staje się jakoby głosem całego stworzenia i w pewien sposób antycypuje wzniosłą pieśń niebieskiego Jeruzalem. Słowo Boże sprawia już w czasie tej ziemskiej wędrówki, że całe życie można widzieć tak, jak je Bóg widzi, i że w modlitwę skierowaną ku Ojcu włączają się głosy tych, którzy już nie mają głosu. Radość i niepokoje, szczęśliwe wydarzenia, zawiedzione nadzieje i wyglądanie szczęśliwej przyszłości – wszystko to w niej dźwięczy w jakiś sposób.
Temu Słowu Bożemu św. Benedykt daje się prowadzić, przede wszystkim w świętej liturgii, choć nie uważa wcale wspólnoty jedynie za zgromadzenie, które sprawuje gorliwie służbę Bożą, i przeżycie, wspólnie udzielane mu przez ducha, wyraża śpiewem chóralnym. Wiele bardziej bowiem pragnie, aby Słowu Bożemu wypowiedzianemu ustami i śpiewem odpowiadało wewnętrzne nastawienie, a „serca były zgodne z tym, co głoszą usta” (RegBen 19,7). Pismo Święte, poznane i kosztowane w jego związku z życiem, człowiek czyta chętnie wtedy, gdy jednocześnie oddaje się modlitwie. Pod wpływem miłości duch szuka często skupienia w obliczu Boga; „nic nie może być ważniejsze od służby Bożej” (por. RegBen 4,55n; 43,3); modlitwa włączona w liturgię przemienia się w życie, a samo życie staje się modlitwą. Po zakończeniu liturgii modlitwa rozpływa się coraz szerszymi kręgami i znajduje swe przedłużenie w wewnętrznym skupieniu i milczeniu serca; skłania ono człowieka do modlitwy prywatnej tak, że przyzwyczajenie modlitwy przenika całą pracę i wszystko, co dzień przynosi.
Święty Benedykt, miłośnik Słowa Bożego, czytał je nie tylko w Piśmie Świętym, ale także w owej wielkiej księdze, jaką jest natura. Patrząc na piękno świata stworzonego, człowiek odczuwa żywe wzruszenie w głębi swego serca i zwraca się wówczas ku Temu, który jest źródłem i początkiem wszystkiego. W taki sposób uczy się odnosić z szacunkiem do natury, ukazywać jej piękno, zachowując zarazem prawdę o niej.
„Gdzie tchnie milczenie, tam przemawia modlitwa”. Samotność wzbogaca bowiem modlitwę jakąś osobistą głębią. Było to prawdą w pustkowiu onej doliny Aniane, gdzie św. Benedykt przebywał sam na sam z Bogiem, i jest nią również w mieście wyposażonym we wszystkie zdobycze techniki, powodującym jednak wyobcowanie duchowe człowieka współczesnego, osamotnionego i pozostawionego samemu sobie. Trzeba wszakże przejść przez próbę pewnego rodzaju pustyni, aby móc wieść życie prawdziwie duchowe. Próba ta uczy wystrzegania się próżnych słów i ułatwia znalezienie nowego stosunku do Boga, ludzi i rzeczy. W milczeniu pustyni związki łączące nas z innymi sprowadzają się do tego, co najważniejsze i zasadnicze. Dodać należy jeszcze pewną surowość, aż się oczyści serce i na nowo odnajdzie zwyczaj codziennej modlitwy, płynącej do Boga z głębi serca. Ta zaś modlitwa wyraża się nie w wielosłowiu, lecz w czystości gorącego serca i łzach skruchy (por. RegBen 20,3;52,4).
św. Jan Paweł II | 11 lipca, w dniu wspomnienia św. Benedykta, roku 1980