
Szukając pomysłów na nasze życie, wędrujemy nieraz różnymi drogami i stosujemy rozmaite środki. Zazwyczaj są to szybkie i faktycznie, choć krótkotrwale, działające sposoby podejścia do tej kwestii. Jednak chyba nie o to nam chodzi, aby popaść w depresję beznadziejności i niewygodnej masowości. Chodzi o myślenie, szukanie, poddawanie tego, co nas otacza, krytyce, aby wyciągnąć wnioski, które właściwie nas ukierunkują. Jest to podróż męcząca, dlatego tak mało popularna…
Szymon Hiżycki OSB, redaktor tynieckiego tłumaczenia Filokalii, dzieli się swoimi refleksjami wokół dzieła św. Hezychiusza z Synaju, na temat trzeźwości prowadzącej do praktyki modlitwy Jezusowej; refleksjami o tym, że warto myśleć i szukać.
Jacek Zelek: Ksiądz Józef Naumowicz w swoim przekładzie dzieła Hezychiusza tłumaczy grecki rzeczownik nêpsis jako czujność; w tłumaczeniu tynieckim pojawia się trzeźwość. Trzeźwość to chyba pojęcie, na gruncie polskim, bardzo pejoratywne.
Szymon Hiżycki OSB: Trzeźwość pejoratywnie się kojarzy? Oj, to niedobrze. Mnie tak kojarzy się jej przeciwieństwo – pijaństwo. Ale o to właśnie chodzi… Grecka nêpsis to właśnie oznacza – nie bycie pijanym, bycie trzeźwym.
Natomiast co do różnicy pomiędzy czujnością a trzeźwością: po pierwsze słowo nêpsis w pierwszym znaczeniu oznacza trzeźwość, w sensie bardzo dosłownym – trzeźwość od alkoholu, ale musimy tutaj uwzględnić całą metaforykę, która się z tym wiąże, czyli trzeźwość, która jest gwarantem, pierwszym warunkiem, poprawnego myślenia, prawdziwego postrzegania rzeczywistości. Trzeźwość, która w języku Ojców oznacza wolność od złych myśli (sprawiających, że człowiek staje się jak pijany) i w konsekwencji wolność od demonicznych złudzeń. Pamiętajmy o metaforze zakorzenionej jeszcze w pismach Ewagriusza z Pontu, gdzie gniew jest określany jako wino demonów – człowiek pod jego wpływem działa w sposób irracjonalny. Trzeźwość jest stanem wolności człowieka, nie tyle celem, do którego dąży, ale punktem wyjściowym, dzięki któremu może ruszyć do przodu. Mówię: „wyjściowym”, choć dochodzi się do tego momentu przez całe życie.
Drugim powodem, dla którego został użyty termin trzeźwość, jest fakt, że określenie czujność jest zbyt podobne do uważności, która jednak dotyczy innej części naszego zmagania ze złymi myślami. W naszym tynieckim przekładzie, trzeźwość i uważność są odrębnymi pojęciami, co wyjaśniłem we wstępie do II tomu z serii Teksty z Filokalii.
Słowo trzeźwość zostało wybrane przez tłumacza, Cezarego Dobaka. Chodzi też o to, aby tłumaczenie było równoległe z tekstem oryginalnym, greckim: jeżeli oryginał jest niekonsekwentny, to chcemy tę niekonsekwencję zachować; jeżeli tekst grecki jest brutalny, czy wręcz kolokwialny, również chcemy być temu wierni. I to się odnosi do innych różnic ze znakomitym skądinąd przekładem ks. Naumowicza: nie tylko czujność–trzeźwość, ale także chociażby podszept–napad. Myślę, że przez wybór tych bardziej brutalnych i ostrych znaczeń mamy szansę rozbić skamieniałe w języku polskim pojęcia związane z pokusą (jak w przypadku podszeptu) czy też związane z czujnością i zobaczyć je w nowym świetle.
Zastanawia mnie naturalizm języka, który stosuje św. Hezychiusz z Synaju. W rozdziale 188 widzimy porównanie modlitwy Jezusowej do lekarstwa na niestrawność, wręcz nawiązanie do odruchu wymiotnego.
U autorów starożytnych odwoływanie się do metafor medycznych czy fizjologicznych występuje dość często. Weźmy na przykład 2. Rozmowę św. Jana Kasjana, O rozpoznawaniu myśli, w której czytamy o historii abba Serapiona: opowiada o pewnym epizodzie swojego życia, kiedy kradł dodatkową porcję chleba i zjadał ją ukradkiem poza porą posiłku. Jak sam wspomina, bardzo go to męczyło, ale sam z siebie nie mógł się wyrzec tej żądzy. Wreszcie nie wytrzymał, upadł przed swoim ojcem duchownym i wyznał, co uczynił. I gdy to wszystko zrobił, wówczas (Kasjan stosuje tutaj dość wyrazistą figurę nawiązującą do tzw. wiatrów) straszny smród napełnił celę, a twarz ojca duchownego się rozjaśniła i powiedział: spójrz, szatan wyszedł z ciebie. To są właśnie takie fragmenty, w których autor w sposób ironiczny pokazuje, że demon, którego się lękamy jak gdyby był niewidomo kim, znaczy tyle, co śmierdzące powietrze.
U św. Hezychiusza z Synaju widzimy podobny obraz, gdzie modlitwa Jezusowa stanowi lekarstwo na niestrawność. W człowieku zalega pewna materia, która mu szkodzi, dlatego naturalnym odruchem obronnym jest proces wydalania. Jest to nieustanne podkreślanie tego, za pomocą takich obrazów, że to, co złe, nie jest dla człowieka naturalne. Naturalna jest cnota, życie z Bogiem, a to wszystko, co jest złe, grzech, jest czymś nienaturalnym. Imię Jezusa stosuje się jako lekarstwo na brak harmonii w naszym życiu. Jeśli wciąż człowiek powtarza z wiarą wezwanie modlitwy Jezusowej, ono działa jak młot, który kruszy serce, rozbija utarte schematy, jest jak lampa, która rozjaśnia to, co spowite mrokiem, pokazuje prawdę, że Syn Boży stał się człowiekiem i przyszedł zbawić każdego z nas.
Czujność i kontrola myśli, bez umartwień ciała? Zatem skąd dzisiaj taka moda na tzw. postanowienia?
Jeżeli wchodzimy na grunt tzw. hezychazmu synaickiego (czyli monastycyzmu, który rozwijał się w klasztorze na Synaju między VI a X w.), trzeba tutaj wyraźnie zaznaczyć, że św. Hezychiusz z Synaju nawiązuje do Drabiny raju św. Jana Klimaka, gdzie aspekt fizyczny, czyli asceza ciała, aspekt wyrzeczenia i umartwienia, jest traktowany równie poważnie, co z aspekt wewnętrzny, duchowy.
Od czasów Ojców mamy rozdział na życie praktyczne (oczyszczanie się z wad i zdobywanie cnót) i teoretyczne (poznawanie świata oraz Boga). M.in. o tym mówią traktaty Ewagriusza z Pontu O praktyce ascetycznej i O poznaniu.
To nie jest tak, że Ojcowie nie doceniają ascezy zewnętrznej, ale w szerokiej perspektywie pokazują daleko idącą ontyczną jedność człowieka. To jest ciekawe. Dla Ojców wszystko, co się rozgrywa w człowieku, działa na zasadzie naczyń połączonych, jeżeli coś nie gra na poziomie cielesnym, to prędzej czy później destrukcja nastąpi w sferze duchowej. I na odwrót.
Dlatego mądry człowiek dba o umysł, serce i rozum, ale jednocześnie nie zapomina o instrumencie, którym się posługuje, czyli swojej cielesności. Mądry człowiek idzie wąską, złotą ścieżką rozsądku – zasada złotego środka Arystotelesa. Asceza ma doprowadzić do spójności człowieka, aby ciało nie skręcało w lewo, a duch w prawo. To tak jak mówił Kasjan, pisząc o duszy: jeżeli człowiek będzie szedł tylko za sprawami duchowymi, to nie będzie jadł, spał, i wcześniej czy później poniesie klęskę; podobnie gdy będzie dogadzał tylko ciału – nie dostąpi zbawienia.
Nie chodziło mi o deprecjonowanie umartwień cielesnych, ale o pewną kolejność podchodzenia do problemu walki wewnętrznej…
Jedno i drugie jest ważne. Nie można twierdzić, że odmówienie sobie w Wielkim Poście słodyczy to szczyt naszych możliwości. Jeżeli takie jest nasze jednostronne pojęcie o ascezie, wyniknie z tego więcej szkody niż pożytku. To, co duchowe, daje motywację temu, co jest cielesne i na odwrót.
Jaki więc jest ideał postu, wyrzeczenia?
Jeżeli post sprowadzimy tylko do fizyczności, wtedy mamy do czynienia z dietą, nie ma w tym nic chrześcijańskiego. Natomiast jeżeli post ma motywację religijną, wtedy to nabiera wymiaru duchowego, gdyż cielesność jest zakotwiczona w duchu. Przykład: jeżeli się modlę, to używam ciała (składam ręce, klęczę, trzymam czotki), sam duch nie jest w stanie się modlić, musi w tym uczestniczyć ciało, nasza uważność i świadomość. Asceza nie ma na celu wyniszczenia ciała, ale doprowadzić do głębokiej jedności człowieka; ona ma na nowo scalić duszę i ciało.
W Żywocie św. Antoniego Wielkiego i też u innych Ojców widzimy ciekawą rzecz: asceza nie ma za zadanie umocnić człowieka, ale pokazać mu, jak bardzo jest słaby. Doprowadzić do krytycznego punktu, kiedy człowiek padnie na kolana i powie, że tylko Bóg może go ocalić, bo mnich sam nie daje rady.
Czyli można powiedzieć, że celem jest dojście do granicy swoich możliwości…
W jakimś sensie tak. Człowiek musi dojść do takiego punktu, w którym uświadamia sobie, że musi go przekroczyć, ale sam nie jest w stanie tego uczynić.
Można się pokusić o określenie, że dzieło św. Hezychiusza z Synaju to podręcznik.
Dokładnie tak. Taki był zamysł autora, aby wszystkie rozdziały stworzyły podręcznik, czyli jak krok po kroku dojść do trzeźwości. Bardzo popularna, w tamtych czasach, forma literacka. Rodzaj takich ćwiczeń, zapisków.
Sama postać Hezychiusza jest bardzo tajemnicza, nie ma wiele danych na jego temat. Ciekawi mnie kwestia, dlaczego te tematy są tak słabo opracowane?
Jeśli chodzi o św. Hezychiusza to o nim samym, jako o człowieku, już raczej niczego nowego się nie dowiemy, brak nam źródeł. Jeśli z kolei wziąć pod uwagę dzieje jego dzieła, to daje się odczuć brak specjalistów: trudno znaleźć osoby z takim wykształceniem paleograficznym, które będą czytać rękopisy i porównywać je ze sobą. Jest tyle tematów do opracowania, że św. Hezychiusz jest gdzieś na szarym końcu.
I tutaj dochodzimy do sprawy, która mnie osobiście męczy, mianowicie czy teksty z Filokalii to odpowiednia lektura dla ludzi, którzy nie siedzą w temacie? Wielowarstwowość, specyficzne pojęcia… tworzą utrudnienia, które mogą zostać źle zinterpretowane.
Nie bałbym się tego, że teksty starożytne trafią do osób, które nie miały do czynienia z Filokalią. Im starszy tekst, tym bardziej jest narażony na nieprawidłowe zrozumienie przez czytelnika. Tak samo jest w przypadku Pisma Świętego. Taki urok.
Jednak wszystkie teksty starożytne, weźmy na przykład Hezychiusza, św. Grzegorza z Nyssy, Platona, Arystotelesa i innych, wymagają od nas bardzo ważnej rzeczy, mianowicie trudu myślenia. To nie jest tak, że wszystko mamy elegancko i łatwo podane na tacy i należy to od razu zjeść, strawić i o tym zapomnieć, ale te teksty to konkretne wyzwania, rękawice rzucone naszym utartym schematom, które to schematy muszą zostać starte na proch, aby człowiek zaczął myśleć i patrzeć na świat trochę innymi oczami. To, co jest cenne u św. Hezychiusza, to fakt, że otrzymujemy od niego pewną wizję rzeczywistości, którą oparł o własne przemyślenia i doświadczenia. Wobec tak głębokiego tekstu trudno przejść obojętnie lub przeczytać go jak każdą inną książkę. Jeżeli wczytujemy się w kolejne rozdziały i doświadczamy tego, co sam autor, czyli zastanawiamy się nad tym, co to jest serce, umysł, jak przeciwdziałać złym myślom itd., to bez względu na to, czy będziemy to rozważać z poziomu chrześcijanina czy ateisty, zmierzymy się z zagadnieniem, które każdego będzie interesować. W jaki sposób mam mieć dostęp do rzeczywistości? Co powoduje, że się mylę? To są pytania, które św. Hezychiusza bardzo interesują, i możemy go rozumieć w kluczu Filokalii, ale jednocześnie musimy pamiętać, że to jest Grek. Jego naukę należy umiejscowić w nurcie rozważań nad Bytem, zapoczątkowanych przez presokratyków, kontynuowanych przez Platona i Arystotelesa… To jest narzędzie napędzające całą myśl europejską: kwestia pomiędzy być a myśleć. Relacja pomiędzy tymi dwoma czasownikami to jest streszczenie całej filozofii europejskiej. I św. Hezychiusza możemy wpisać ten nurt filozofii rozumianej nie jako oderwanym od rzeczywistości rozmyślaniem nad pięknem człowieka, ale badaniem zagadnienia przez ludzi, którzy tę rzeczywistość próbują zrozumieć.
Jest taki o film o Hannie Arendt, w którym widzimy, kiedy jako reporterka New Yorkera pojechała do Jerozolimy na proces Eichmanna. Ten pobyt w Ziemi Świętej zaowocował publikacją Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła. Arendt słuchała o tych wszystkich zbrodniach, jakich dopuścił się Eichmann, i doszła do wniosku, że tym, co charakteryzowało tego człowieka, to nie było to, że on był kwintesencją zła, co próbował pokazać prokurator, lub inaczej: nie był bestią w ludzkiej skórze. Tym, co go doprowadziło do tej zbrodni, było to, że wyrzekł się myślenia. Nie zadawał sobie pytania: jak się mają rzeczy naprawdę, czy to aby prawda, czy wolno mi tak robić? On wykonywał ślepo rozkazy. I to wyrzeczenie się człowieczeństwa, którego główną cechą jest myślenie, czy też krytyczny ogląd rzeczywistości, doprowadziło go do zbrodni.
Dla Hanny Arendt, według tego filmu, rozmyślanie o Eichamnnie było czasem rozrachunku z całą jej młodością, dlatego że ona była studentką Heideggera, który w środowisku filozoficznym był uważany za mistrza myślenia. A potem, jak wiemy, Martin Heidegger poparł system hitlerowski. Sam tego myślenia się wyrzekł. Przesłanie tego filmu jest prowokujące, ponieważ pokazuje on, że zaraza braku myślenia została rozciągnięta na elitę intelektualną.
Co to ma wspólnego ze św. Hezychiuszem?
Teksty Hezychiusza z Synaju można traktować jako podręcznik modlitwy, ale pojętej nie jako rodzaj ezoterycznej sztuki; to jest to podręcznik, który próbuje nas umieścić we właściwym kontekście rzeczywistości. To nie jest tak, że św. Hezychiusz mówi: zamknij oczy na coś… nie wchodź w dialog z tym i tym… – tylko raczej: poznaj dogłębnie to, co cię dręczy, i zobacz, co to jest tylko ułuda i proch, że ze zła nic nie będzie, nie warto za tym iść. Modlitwa prowadzi do tego, że odkrywam, kim tak naprawdę jestem, czym jest świat i wreszcie kim jest Bóg. Modlitwa to jest pewna mądrość życia, a nie aktywność, której się oddaję od czasu do czasu.
Wspomniałeś o ideologii, która człowieka mądrego zamienia w głupca. Czy można to porównać do przedstawienia, które występuje u Hezychiusza? Czyli gotowy produkt, który podsuwa nam szatan…
Istnieją też półprodukty, przykładowo masz w sobie taką skazę charakteru, że jesteś osobą pamiętliwą. Z powodu tego, że u Hezychiusza występuje pewna nieprecyzyjność pojęć, osobiście sam do końca nie rozumiem tego gotowego produktu, ale można powiedzieć, że ideologia, owszem, może być takim gotowym produktem.
Ludzki umysł jakoś zawsze jest pociągany przez ideologię, czyli drogę na skróty. Myślenie, to znaczy weryfikowanie, badanie, sprawdzanie, jest zawsze rzeczą męczącą. Tak naprawdę, przy dzisiejszym zalewie informacji, wydaje się, że na co dzień żyjemy mitami. To nie jest myślenie, ale pewne klisze, które w nas funkcjonują, bo inaczej człowiek nie odnalazłby się w naszej zwariowanej rzeczywistości. Z tego trzeba sobie zdawać sprawę: żyjemy w świecie uproszczeń. I św. Hezychiusz razem ze swoim dziełem próbuje nas wybić z tych uproszczeń. Zdaje się mówić: obudź się, człowieku, nic nie jest proste… A z drugiej strony pokazuje, co jest niezwykle ciekawe, naturalność modlitwy, jej wielowarstwowość, a wszystko zaczyna się od prostego wezwania modlitwy Jezusowej.
Hezychiusz był pierwszym, który nazwał wzywanie imienia Jezus modlitwą Jezusową.
Tak, to jest najstarszy tekst, który tak wyraźnie nam o tym mówi. O samym wzywaniu imienia Jezus już wspominali: Diadoch z Fotyki, Barsanufiusz i Jan.
Inną tajemniczą praktyką jest otwieranie serca.
Jest w człowieku tendencja do zamiatania pewnych spraw, uczynków, pod dywan. Zwłaszcza te sprawy wstydliwe, z którymi nie dajemy sobie rady, tam trafiają. Otwieranie serca to zachęta Hezychiusza do mówienia na głos tego, jak się sprawy mają. Wyjawić nawet to, co najtajniejsze. Do dzisiaj, w niektórych klasztorach prawosławnych, mnisi przed udaniem się spać idą do swojego ojca duchownego i wyjawiają mu swoje myśli, które nawiedzały ich w ciągu dnia.
Dlaczego w tekstach monastycznych tak bardzo pogardliwie mówi się o Etiopczykach jako o demonach, czy też kolor skóry Murzynów porównuje się do stanu duszy grzesznej?
To bardzo stary topos literacki, który sięga czasów św. Antoniego Wielkiego, a nawet jeszcze dalej, prawdopodobnie aż do literatury staroegipskiej: Etiopczyk jako ktoś zły.
Kolejny fragment dotyczy porównania do zabijania babilońskich niemowląt?
To z kolei jest wyjaśnienie Psalmu 137. Egzegeza patrystyczna widzi w tym fragmencie obraz niszczenia pokus. Pokusa to taki zarodek grzechu, a więc zanim urośnie i rozwinie się, należy ją wziąć i roztrzaskać o skałę – Chrystusa. Trzeba to przyznać, mimo kontrowersyjnego porównania, w tamtych czasach inna była wrażliwość i też inny rodzaj egzegezy niż ten, który mamy dzisiaj.
O co chodzi w rozdziale 73, w którym czytamy o zdolności oddzielenia się od ciała?
To jest definicja, która nawiązuje do Platona, dla którego to oddzielenie oznacza śmierć ciała. Filozof ma ćwiczyć się w śmierci. Nie ulegaj temu, co jest Bogu wrogie, umrzyj dla tego, co cielesne.
Przedstawieniowe napady. Skąd takie złożenie dwóch różnych pojęć? Wracam do definicji ze wstępu. Skąd takie rozbieżności?
U św. Hezychiusza spotykamy tego typu połączenia, które mają na celu pokazać złożoność działania złych mocy i poziom podstępu, jakim się posługuje szatan.
W rozdziale 29. w przekładzie ks. Józefa Naumowicza czytamy Duch Święty przeniknął… Cezary Dobak przetłumaczył Duch Święty wskoczył…
To są takie kwiatki, które mamy w tekście greckim. A jak wspominałem na początku, zdecydowaliśmy się na to, by nasze tynieckie tłumaczenie pozostało bez upiększeń, zgodnie z tym, co możemy przeczytać w oryginale greckim. Nie ulega wątpliwości, że niektóre określenia, które czytelnik przeczyta, nieraz kontrowersyjne, zmuszą go do myślenia…
Dziękuję za rozmowę.
Skorzystaj:
Zdjęcie: Adam Walanus
,, Mądry człowiek idzie wąską, złotą ścieżką rozsądku ,,
… tak się zastanawiam jak się ma ów rozsądek, umiar i łapanie własnych myśli na gorącym uczynku wobec dwóch fragmentów ze św Mateusza, które właśnie przyszły mi na myśl …
Jako pierwszy, to pierwsze z ośmiu błogosławieństw z Kazania na górze:
… ,, Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. ,, …
… a potem drugi fragment z Objawienia Ojca i Syna:
… ,, Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom ,, …
… i zaraz Jezus dodaje: … ,, Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. ,, …
… jakoś intuicja podpowiada, a może raczej serce, że owej prostoduszności obce są nawet myśli, które prowadzą na manowce z prostej ścieżki, bo jest dla niej coś tak naturalnego jak wstyd … wstyd, który wyznacza granice, ale w sposób naturalny, a nie wkoncypowany w żadnej mierze …
… tak naturalny i prosty sposób, że być może w ogóle nie do pojęcia dla tych, którzy i nad wstydem chcą panować …
… żeby nie było, dla mnie też prawdziwa prostoduszność jest uchwytna jedynie sercem i to ze zdaniem sobie sprawy, że daleko mi do niej …
… ale serce mi podpowiada, że ona jest naprzód najważniejsza …
… myślę, że dlatego prostoduszność jest wymieniona jako pierwsza z ośmiu błogosławieństw … a i w Objawieniu Ojca i Syna owo ,, Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. ,, wyjaśnia wiele …
… a może wszystko ? …
… bardzo dziękuję, w tym niesamowitym dniu Wcielenia Słowa Bożego …
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. ,, …
… a potem drugi fragment z Objawienia Ojca i Syna:
… ,, Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom ,, …
Słowa słowa słowa.
Jedno zamiast inego.
Tłumacze i skrybowie rozumiejacy je opatrznie. Po swojemu.
Robienie ze słów doktryn i pieczetowanie ich niepodważalnosci etykietą Słowa Bożego.
Tysiace lat i zmiany znaczeń, tych samych słów. Do dzisiaj tak jest.
Np
Wy Polacy środkowi i północni co zrozumielibyście ze zdania
– Gospodyni dziś z rana była bardzo skrzętna-
Zrozumielibyście że była dokladna ddbiazgowa i rzetelna, pracowita i mrówcza .Dla was była by to określenie nie pejoratyne. In plus.
Tymczasem skrzetny, skrzecić w staropolskim i w zachowanych, do dziś, goralskich gwarach, oznaczało coś dokladnie odwrotnego.
Zrzędę i upierdliwca. Drobiazgowego do bólu i czepialskiego.
Wystarczyło 200 lat i słowo stanęło na głowie a wasze słowa przepisywane i tłumaczone przez tysiaclecia? Wy robicie z nich dowody. Wy wyciągacie z nich wnioski z takich, jak je dziś rozumiecie. Rozsadku trochę.
… myślę też, iż owo ubóstwo duchowe prowadzi do czystości serca … a może nawet współistnieją nawzajem się ”wspierając” bo wynikając z siebie nawzajem …
… wszystkie czyny wówczas, poprzedzone myślami rozsądzającymi i rozeznającymi w sposób naturalny wynikają z tychże, z ubóstwa, prostoty i czystości …
… osobiście od dawna z wielkim nabożeństwem odnoszę się do tajemnicy Wcielenia Słowa Bożego w której to łączy się co Boże z tym co ludzkie …
… w Tej tajemnicy odnaleźć możemy prostotę ubóstwa duchowego i czystość serca …
myślę też, iż owo ubóstwo duchowe prowadzi do czystości serca …
Ja też tak myslę, tyle że „ubóstwo duchowe” brzmi koszmarnie i pod ten termin można podkladać bardzo wiele, kompletnie sprzecznego z tym o co chodzi.
Zamiast tego myslę iż można by powiedzieć zakrecenie zaworu intelektu, który chce się wepchnąć wszędzie a nie zawsze jest potrzebny
zakręcenie zaworu intelektu czyli wolność od samodzielnego myślenia, bezmyślne podążanie za stadem i modą, ślepe opieranie się na często samozwańczych autorytetach ….to ja dziękuję.
Ha ha,
Nie ma sprawy Makontent.
Ja nie próbuje ci tego sprzedać, bo ty malkontent nie byłbyś w stanie tego kupić.