
Rozpoczęliśmy grudzień, początek zimy i problemów z nią związanych. A dla wierzących to jeszcze i czas Adwentu – oczekiwania… A dla wszystkich – wspomnienie stanu wojennego, ogłoszonego 13 grudnia roku 1981. Oczywiście, dla młodszego pokolenia to już historia, ale w Polsce mamy talent do przeżywania dawnych faktów historycznych z emocjami, jakby to było wczoraj.
Np. spór między świętym Stanisławem a królem Bolesławem Śmiałym do dzisiaj niemal powoduje polemiki, w których uczestnicy przywołują wciąż nowe (!) fakty i snują własne hipotezy. Podobnie i ze stanem wojennym. Dostępne dokumenty są interpretowane rozmaicie, w zależności od tego, w czyich są rękach, a pozostali jeszcze przy życiu świadkowie mogą powiedzieć o wydarzeniach więcej, niż o ich przyczynach.
Jako świadek pośredni mogę przytoczyć słowa Księdza Prymasa Józefa Glempa: Przyszli do mnie ludzie z radykalnego skrzydła Solidarności i powiedzieli: Księże Prymasie, krew się poleje!”. – A kto Panom – spytałem – dał prawo szafowania polską krwią? A jednak krew się polała i to w okolicznościach, które wtedy trudno było przewidzieć. Jakiś rosyjski generała miał powiedzieć: Wykonaliśmy swoją robotę polskimi rękami…
Właśnie – uświadomiona (silniejsza!) mniejszość narzuciła swą władzę nieuświadomionej (słabszej) mniejszości.
Na Węgrzech w 1956 i w Czechosłowacji w 1968 siły dążące do zmiany, były słabsze od starego systemu. Trzeba było się uciec do pomocy z zewnątrz. Tak osiągnięte zwycięstwo nie okazało się jednak nietrwałe. Ostatecznie zwycięstwo należy zawsze do prawdy i wolności.
Felieton pochodzi z Dziennika Polskiego. O autorze: Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Obecnie w kościołach codziennie , u Nas wieczorem odbywają się msze roratne , kiedyś za moich dziecięcych czasów tzw.roraty odbywały się w środę i sobotę , zawsze o zmroku ale rano.Wędrowaliśmy jako dzieci z zapalonymi gromnicami , lampionów takich pięknych wtedy nie było , i wtedy dopiero było urokliwie , ulice mniej oświetlone wtedy te płomienie oświetlały Nam drogę .Wchodziło się do ciemnego kościoła z tymi zapalonymi świecami , procesją z księdzem.Po mszy , nie opłacało się wracać do domu , tylko szliśmy bezpośrednio do szkoły na 8,00
Z czasów stanu wojennego pamiętam , zapełniony wtedy podczas rorat kościół , ludzie się naprawdę żarliwie modlili , mogłam chodzić wtedy ze starszymi dziećmi i ja bo byłam na urlopie macierzyńskim. Ponieważ urodziłam córkę poza miejscem naszego zameldowania , żeby jechać do szpitala poza naszą gminę mój mąż , żeby odebrać metrykę dziecka musiał starać się zezwolenie w urzędzie na wyjazd do innego powiatu. Dostał wtedy zwiększony limit na kartkach na mięso i inne zakupy z okazji urodzin dziecka, np. kartki na papierosy ponieważ nie palił to zamienił je na słodycze.Dzieci miały wtedy do oporu czekoladopodobnych smakołyków.
13 grudnia 1981 r.
Na ten dzień miałem zaplanowany chrzest jednej z córek na godz.13.Tradycyjnie rano włączam telewizor a tu zamiast teleranka – generał w ciemnych okularach ogłasza Stan Wojenny.
Wtedy nie bardzo rozumiałem co to oznacza,jaka wojna ,kto na nas napadł?
Ale po wysłuchaniu całego przemówienia trochę się uspokoiliśmy,tzn.możemy do kościoła jechać i ochrzcić córkę.
Pakujemy się do mojego Malucha tzn.ja żoną i chrzestni z małą na kolanach i jedziemy.
Moja wieś oddalona od miejskiego kościoła ok 3 km.Przed wjazdem do miasta 2 „Skoty” w rowie bo ślisko na drodze,marznący mokry śnieg.Na ulicach żywej duszy,ale kościół pełny,tylko ludzie jacyś za bardzo poważni.
Tak zapamiętałem ten wiekopomny dzień:
Brak teleranka,pogoda,że psa grzech na dwór wygonić i tych ludzi w kościele.
A córcia ,gdy się czasem awanturowała,to usprawiedliwiałem ją przed żoną.
Nie ma się czego dziwić,to wszystko przez ten Stan Wojenny.
O innych „atrakcjach” Stanu Wojennego nie będę się rozpisywał,bo kto to przeżył-wie.
Ale młodzieży nie polecam tej wypowiedzi:
„Oczywiście były tam (w czasie stanu wojennego) jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu”.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeśli kulturą można nazwać wciąganie nocą ojców i matek od dzieci rewizje i pałowani musi jest pan synem mundurowego oni tak to nazywali u uważają tak do dziś Powiedz to rodzinom górników z kopalni wujek
Masz przed nosem klawiaturę komputera,to wygoogluj sobie autora tych słów.
Ci co Stan Wojenny przeżyli wiedzą jaka to była „kultura”.
Pozdrawiam.
Pamiętam tę zimową, śnieżną i mroźną noc. Byłem wówczas w pracy na nocnej zmianie. Bardzo mnie zdziwiła duża ilość milicyjnych „nysek” krążących po pustych zaśnieżonych ulicach. Jeździły w pośpiechu jakby czegoś szukały. Dziwiły mnie milczące telefony i wrażenie że dzieje się coś co budzi niepokój. Gdy rano wróciłem do domu wszystko się wyjaśniło.
Radio nie działało, w telewizji podawano przemówienie Jaruzelskiego o ogłoszeniu stanu wojennego. Zaczął się ponury czas dla Polaków. Masz rację Ojcze Leonie to budzi w dalszym ciągu emocje i niechęć do ludzi którzy nam to zgotowali.