
Mówi się, że jest wszystkiemu winna. Już dawno wygrała z faktami. Nawet zasiała niepodważalną wątpliwość, że tak naprawdę czystych faktów nigdy nie było – i nie ma. Istnieją tylko dzięki narracji, opakowane w nią, przez nią prezentowane, interpretowane i ostatecznie oceniane. Wystarczy popatrzeć na nasze codzienne życie i niesione przezeń nieporozumienia, zbyt szybko zmieniające się w konflikty. Te same wydarzenia widziane są zupełnie inaczej, rodzą myśli i obawy często tak daleko idące, że nie może to nie napełnić lękiem. Okazuje się, że zostajemy sami z naszymi zdolnościami – a raczej bezradnością tyleż komunikacyjną, co perswazyjną. Kto jest silniejszy – czyli, w praktyce, mniej wrażliwy, mniej słucha – narzuca swoją narrację, zapędzając nas „w kozi róg”. Nieraz potrzeba lat, ciężkiej traumy, mocnego zderzenia ze ścianą, aby się uwolnić.
O polityce nie ma co mówić, wszak skrzętnie zbiera i jeszcze zwielokrotnia wszelkie formy i konsekwencje narracyjnych patologii i przemocy. Aż strach spytać: czy narracja może być bez przemocy, delikatna, wyjaśniająca, pocieszająca, niosąca nadzieję? Pewnie każdy o niej marzy, ale w rzeczywistości – możemy być tylko świadkami, jej nieustannego osłabiania, molestowania – tak, iż ostatecznie sama odchodzi wybierając takie rozwiązanie jako alternatywę dla wcześniejszego czy późniejszego bycia elegancko i dyskretnie wyeliminowaną.
A nasze narracje, te o nas samych? Czy z nimi lepiej? Czy raczej nie są może i ostatnią formą schronienia przez bezwzględnym światem, raz po raz atakującym nas nagimi i brutalnymi faktami, bez żadnego przygotowania czy zabezpieczenia. Ile można!? Czy nie lepiej zamknąć oczy i po prostu samemu się pocieszać – skoro pocieszenie raczej nie przyjdzie od drugich, może jeszcze bardziej przestraszonych, albo po prostu już pozbawionych elementarnych odruchów współczucia.
Własna narracja przy zamkniętych oczach, zasilana wciąż tyloma wspomnieniami – ale i, niestety, ranami nie zawsze zabliźnionymi:
Gomer może wszak
zamknąć oczy
i
pocieszająco
mówić do siebie.
Lecz wszystkie żagle duszy
oblepia
brud
od praczasów.
Wciąż niewyschnięta,
wciąż niewypalona
mniszka jest.
Przegląda się
w kraterze [Wiersz nosi tytuł Wszystkie żagle duszy].
Czy tak ma być? Czy tak musi być? Dlaczego tyle rozmaitych osadów brudów czujemy jednak w sobie? Może nawet więcej, niż byśmy początkowo myśleli… Może tym więcej, im bardziej próbujemy stworzyć swoją narrację… Może zaczęliśmy zbyt późno? A może byliśmy zbyt otwarci i empatyczni, przez co pozwoliliśmy innym, początkowo zapewne nieświadomie, zabrudzić, zdemolować nasze wnętrze. Taka też może być ciemna moc słów i narracji – wsączająca się niepostrzeżenie, lecz konsekwentnie, dogłębnie, nieodwołalnie. Rozmaite formy osadów, zakurzenia, zarysowań, rozmazań – takich początkowo niewinnych: ot, tu i tam takie „chlapnięcie”, „dziabnięcie”, może nawet i „oplucie” albo i „zmieszanie z błotem”. Słowa nie są nigdy neutralne. Zawsze zostawiają ślad. Połączone w narrację – jednoznaczną, naszą, ale nie do końca uczciwą – może nawet naciąganą, manipulowaną – czynią wiele zła, od deformacji czy zniszczenia powierzchni, poprzez jej przebicie, aż do zamieszania i destrukcji w głębokich warstwach naszego życia i naszego „ja”. Konsekwencje można nosić przez wiele lat, nawet do śmierci. A często zaczynało się tak niewinnie…!
W powyższym kontekście lepiej zrozumieć szczególną troskę św. Benedykta o kulturę słowa – a raczej o dobre słowo, które, jak wiedział z praktyki, jest trudniejsze do osiągniecia niż milczenie. Jak pamiętamy, temu zagadnieniu poświęcony jest cały szósty rozdział Reguły, ale i siódmy, dziewiąty i jedenasty stopień pokory (RB 7, 51-54, 56-58, 60-61). Wśród narzędzi dobrych uczynków znajdujemy natomiast zalecenie, by „strzec ust swoich od złej i przewrotnej mowy” (RB 4, 51).
Jesteśmy więc skazani na narrację? Musimy wciąż mierzyć się z tym, co czujemy, śnimy w sercu o nas samych – a z tym czego się o nas dowiadujemy, i co może już przyjęliśmy za naszą narrację?
S. Hedwig (Silja Walter) OSB w wyżej cytowanym wierszu mówi o brudzie oblepiającym żagle duszy „od praczasów”. Czyli nie do końca są winni ludzie przygważdżający nas swoją narracją? Tak, ale wszystko zaczęło się wcześniej – także ich strategie. Wystarczy wspomnieć scenę grzechu pierworodnego z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju. Tam zaczyna się kariera narracji, która zaczyna dzielić – ludzi miedzy sobą, ale przede wszystkim ludzi od Boga – by ostatecznie wprowadzić trwająca do dzisiaj niedolę wygnania z raju.
Jeśli tak, to może lepiej nie igrać z narracją, nie próbować się za nią chować czy nią ratować? Może lepiej radykalnie zniwelować różnicę między nią, a tym, co czujemy, zwyczajnie ją rozbrajając – zanim zacznie broić i boleć? Wystarczy po prostu przyjąć propozycję św. Benedykta z w/w siódmego stopnia pokory – ze wszystkimi tego konsekwencjami: Siódmy stopień pokory: jeżeli mnich nie tylko ustami wyznaje, że jest najpodlejszy i najsłabszy ze wszystkich, lecz jest o tym również najgłębiej przekonany, upokarza się i mówi z Prorokiem: Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzi i wzgarda pospólstwa; wywyższyłem się, zostałem upokorzony i zawstydzony (Ps 22[21],7; 88[87],16). A także na innym miejscu: Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś, bym się nauczył Twych ustaw (Ps 119[118],71) (RB 7, 51-54)
Po prostu chodzi o zanurzenie się – całkowicie i bezwarunkowe – w Bożej narracji: tej, którą jest Pan Jezus. Wcielone Słowo.
Bernard Sawicki OSB – absolwent Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie (teoria muzyki, fortepian). Od 1994 r. profes opactwa tynieckiego, gdzie w r. 2000 przyjął święcenia kapłańskie, a w latach 2005-2013 był opatem. Studiował teologię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie oraz w Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie obecnie wykłada. Autor felietonów Selfie z Regułą. Benedyktyńskie motywy codzienności oraz innych publikacji.
Silja Walter © Paulusverlag, Einsiedeln
„… aby się uwolnić.”
Święta prawda :-)))
Dlatego jestem zdania, że wiara rzymsko – katolicka czyli „powszechna” jest elementem tego uwięzienia. Powinna wyzwalać, jak mówi Jezus ale tego nie robi. Jak zauważa autor, potrzebna jest trauma.
Smutne …
Prawda ?
„… dyskretnie wyeliminowaną.”
Oczywiście, że istnieje i nawet ma nazwę – prawdziwa miłość.
Bóg nadał jej status najcichszej i najłagodniejszej a więc by ją zobaczyć sam musisz stać się cichy (oczyścić umysł z hałasu).
Na tym polega … Zbawienie.
Cóż …
Drogę wyzwolenia znaleziono już kilka tysięcy lat temu – „prawda was wyzwoli”. Napisano też jak to osiągnąć „porzućcie wszystko”. Zostawiono nam nawet wolną wolę „jeśli nie porzucicie […] to nie możecie być …”.
Wystarczy wybrać …
Fakt jest taki że Jezus umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Narracja zbędna. Uczył uczniów, odpuszczał grzechy, pouczał o Ojcu. To że żyjemy świadczy też o Ojcu że kocha nas. Jakoś Tak Tak Nie Nie się sprawdza.
Ładne mi fakty. Te o Jezusie
Jedyny fakt niezaprzeczalny, że twoje ciało umrze. Zjedzą go robaki. Takie tłuste larwy wejdą ci w oczodoły.
Nic nie zostanie z twojej o sobie narracji. Rozpłyną się się w niebyt konstrukcje tak usinie klecone i cementowane katolicką kosztowną nieprawdą. Konstrukcje pośmuertnego zachowania tego wszystkiego o czym sadzisz, że jesteś dziś. Twoich wspomnień myśli i przekonań, które bydują was dzisiaj. W waszym obrazie siebie, królicy. Joanno i Łukaszu, a kimże jesteście. To czym jesteście, rozwieje się z chwilą waszego za swkonsu już zgonu. Jak pierdnięcie w czasie churaganu. Urodziliście się i od pierwszej aekundy życia zaczwliście umierać. Starcy sprężyna w waszyn zegarze już rozkręcona i oszukują was że ktoś powtórnie ją nakręci. Nie kładzcie się spać. Bo rano bedzie o jeden dzień mniej. Kupcie krawiecki metr i na nim, nożycami, zwłok swych resztki życiem nasycenia odliczajcie.
Nie znaleźlizcie siebie? Was już tu nie ma. Nigdy nie było. Czy jest jaszcze jakoś Łukasz,Joanna i reszta królików pogrzebion przez trzyatu laty. Chwast tam rośnie, lub kamień leży a pod nim pruchnica.
To co według Ciebie Piotrze stanie się z Tobą po śmierci? A co z innymi np. katolikami? Reinkarnacja? Bycie zwierzątkiem, innym człowiekiem itd. ? Mi taka perspektywa odbiera chęć do życia.
W medytacji bez formy przestaje być tym kim byłem przez wiele swoich lat. Nie mam swoich wspomnień, ktore mnie budują i okeślają moje ja. Nie mam jakichkolwiek mysli. Też tych ktore okreslają mnie poprzez zdawało by się mój sposób myślenia. Nie ma czasu. Jest tylko swiadomość, ale nie swiadomość czegoś, lecz czysta. Nie da się tego opowiedzieć. Bo słowa nie mają tu odpowiednika. Nie jestem po wieloletnich praktykach przywiazany do swojego ja, takiego jak buduje ciebie. Mnie w takim sensie nie ma. Żyje bieracą chwilą. Nie odwołuje sie do przeszłosci, poza sytacjami oczywiscie koniecznymi, z ktorych dziś robię uzytek. Nie planuje przyszłosci, poza sytacjami oczywistymi. Na przyklad kiedy jutro bedę chciał iść do kina to dziś kupuje bilet, ale wcale nie jestem pewien, że nawet z tym kinem bedzie inaczej. A co do piero za miesiac rok, czy dekadę. Ogolnie jestem z tego stanu bardzo zadowolonu. Zyje mi się tak doskonale, pomimo wielu zwykłych ludzkich przeciwnosci, ktore staram się zwykle rozwiązać. Nie kombinuje zbyfnio bo mam bardzo proste i być może monotonne dla innych zycie. Takie jedynie ma dla mnie sens.
Medytacja rozwija u mnie zyczliwosć do istot i to kultywuje. Nawet scysje tu z katolikami są obrazem mojej zyczliwosci, bo wiem że to dobra droga i daje ją pod rozwagę waszym katolików nauczycielom.
Katolicy tu na forum, nkestety ich drażnie, ale bez tego jak sobie to teraz uswiadamiam, nauczyciele benedyktyni, nke mieli by pojecia jak trudna ich droga czeka. Te widoczne na forum katolickie zaciemnienia to w sumie dla prawdziwych katolickich nauczycieli poligon. Taki Zatorski coś wyklada i widzieć powinien, że wyklada, madrze ale bez skutecznie. Katolicy rozumienie mają umiejscowione w koleinach wyrobionych przez KRK od setek lat. To se Zatorski może mowić. Ja rozumiem, Koriolan też. No może i Maciej i ktoś jescze anonimowy. Ale nam jego nauki nie potrzebne. Sami damy sobie rady. Tyle żegłowami kiwamy i mowimy dobrze gada. Ale jak trafić do innych. Ja już nie mowie że doReprobusa czy Gorczycy, ale do Hawranka, by z diamentu wyszlifować brylant. Wprawdzie waska jest furta do nieba, ale robota Zatorskich by je trochę choć poszerzać.
Wracajac do mnie, to mnie mało co tu jest. To i umierać nie szkoda.
Tak naprawdę to życie mnie smieszy i zadziwia że takie nieprzebrane tłumy przemadrzałych głupców. Swiat to zbiorowisko kretynów. Co ja tu robie? Chyba musiwlem się zobowiazać pomagać.
A jeszcze pytałeś jak se zycie pozagrobowe wyobrazam. Powiem tak. Skoro nie wiem co bedzie za dwie godziny, skoro nie wiem co bedzie za trzy dni, i mało tym się zajmuje, to dopiero po smierci. Kuźwa, a co mnie to dziś obchodzi. Fajny film ogladam. Kupiłem se tiramisu i jem. I piszę do ciebie. Jak ci w czymś pomagam a mam nadzieje że tak, albo komuś jutro, to ta chwila teraz jest jescze przyjemnkejsza.
Ile lat medytowałeś i jaką techniką? Czy to czego doświadczasz to stan bliski tzw. oświeceniu? Znajomy znajomego był na górze Athos (teraz już na stałe i nie ma z nim kontaktu) opowiadał, że mnisi mają zdolności paranormalne (czytali mu w myślach ponoć)… Wiem, cieżko brać takie coś na poważnie. Czytałem taką książkę „Nieświęci Święci” tam też było opisane co „potrafią” starcy… Wierzyć się nie chce. Miałeś takie doświadczenia? Drugie zagadnienie: Co myślisz o Mszy Św. czy ma jakąś moc? Czy to tylko pusty rytuał? np. O Pio kochał Eucharystie i mówił o jej wielkiej mocy a wiadomo co „potrafił”. Jako dziecko zostałem uzdrowiony z choroby, nie byłem nawet tego świadomoy, wszedłem z mamą do kościoła i jakaś osoba powiedziła, że teraz osoba jest uzdrawiana z tego i z tego, nie byłem nawet tego świadomy a choroba zaburzenie znikło, dowiedziałem się o tym po wielu latach. Zawsze mnie nurtowały takie zjawiska i szukam ich wręcz by mieć jakieś potwierdzenie słuszności danej drogi. Ostatnie zagadnienie: tzw. ruch charyzmatyczny… Co to za zjawiska? Ludzie padają, śmieją się histerycznie, mówią „językami” z boku nawet nie wygląda to czasem „fajnie” czym jest to co tam działa według Ciebie? Pozdrawiam
Duzo pytań na raz
Medytacja,
Pisałem już o tym wiele,
Jak masz ochotę to poszukaj do tyłu.
Medytacja to narzedzie. Narzędzie do oczyszczenia brylantu natury i swietlistosci rozumienia świata ( rozumienia nie zrozumienia, to zasadnicza róznica). Kazdy to ma. Ale wiekszość zagrzebana w nawarstwieniach roznorakich, ktore wspólnie moażna nazwać ego. Nawarstwienia mają rózne proporcjcje tych samych skladników. Skomponowane zazwyczaj przez warunki zycia i wyjsciowe predyspozycje. Medytacja to narzaedzie by to rozpuszczać, robijać kruszyć, lub tylko dziurki i odwierty w tym robić.
Skutecznosć najwiekszą ma medytacja bez formy. Potwierdza to literatura dalekiego wschodu, w medytacji najbardaiej zaawansowana, ale jak kto umie przeczytać Ojców Pustyni, umie, to tego samego sie doczyta, o modlitwie doskonałej.
Latwo powiedzieć trudno zrobić. Stan swietlistej czystej swiadomosci. Czystej, nie swiadomosci czegoś, pozbawiony myśli jest trudny i bolesny do uzyskania. Dlatego zaden szeregowy, katolik za to się nie bierze. Nie tylko nie wie jak, ale i pierwsze próby są trudne i bolesne. Natomiast niedzielne chodzonko do kosciółka. Oglqdanie prayodziewków sasiadów, złoceń i obrazków pod kopuła jest przyjemne jak perspektywa, niedzielnej kury w rosole. No i ten złudne ale błogie poczucie oczyszczenia.
By dojść do modlitwy dodkonałej bez formy, potrzebne są metody wstepne. Przyzwyczajenie umysłu stanami posrednimi. Kolejnosć długosć i dobranie osobnicze są istotne. Warto, bardzo warto mieć praktyka nauczyciela, bo głupio stosowwną medytacją mozna zrobić se powazną krzywdę. Generalnie trzebaa najpierw umysł uspikoić, odciać od doczesnosci, ale też religijnej egzaltacji( co dla katolików niezwykle wazne, bo to ich największy bład), a potem roznymi drobnymi krokami mysli, ciagi ich rozpuszczać, do pozostaania w samej świetlistosci swiadomosci czystej. Poczatki są bolesne. Ludzie myslą non stop. 20 godzin na dobę. Tylko ok 4 godziny glebokiego snu bez marzeń daje nam siłe do zycia. Stan rem zdaje mi się tak tą fazę nazwali. Tam nie ma mysli. Reszta to mysli dnia i senne, nocy. Umysł nie chce na poczatku z myśli zrezygnować. Bedzie robił co mogł by nie poddać się odstawieniu. Łep po prostu na poczatku fizycznie rozsadza. Boli fizycznie. Nie mozna wytrzymać. Rozum mysli się dopomina jak wedrowiec wody na pustyni. Bardziej boli niż odstawienie fajek, gorzały, czy prochów. Dlatego sa metody. Stanów czesciowych. Medytacja uwagi, czyli bycie tylko tu i teraz. Zadnych wspomnień, ani planowań. Mantra. Dzwiek zamiast myśli i wiele wiele innych.
Przygotowania do tego też są rozległe. Pisałem o tym. Utrzymanie stanu, tak by w sen nie przejść. Przesuwnie w palcach mali, czotki.
Tomy tomy wiedzy i konieczność nauczycieli. A kto dziś katolików ma tego uczyć? O to jest pytanie.
Potem to już betka. Ja medytuje bez fomy,kiedy chcę. Bez zadnych etapów wstępnych, ale to doswiadczenie i praktyka.
Facet w cyrku też po trostu wychodzi pod kopułę i frunie z trapezu na trapez. Masz pojecie ile razy wczesniej spadł. I jakie miał metody by się tego nauczyć i się nie zabić.
Czy masz ma jakieś znaczenie?
Moim zdaniem dla niektorych. Tych co uwarukowwnia karmiczne mają.
W mszy jest wiele szcztkowych metod, pozostałych z metod doskonałych. Jak ktoś ma potencjał, to je pod swiadomie wylapie i wykorzysta. Reszta nie.
Nawet bicie w dzwony ich wibracja to mwtoda. Dobry dzwon wibruje jak buddyjskie OM naaprawia świat na poziomie wibracji. Wszystko jest wibracją. Całą energia, cała materia. Wejście w harmonie wibrwcji dobrą zgodną wibracją to też metoda. Spiew gregoriański to dobra wibracja. Kto o tym wie?
Debilni plebani co zakladają głosniki i dzwony naglwsniają z zapisu cyfrowego. W moglitwie słownej jest na pewno faza uspokojenia. Shine. Tylko nie ma szans w przejscie w rozpuszczenie Langtong, bo ludzie zabierają zesobą z fazy uspokjenia teg wiele egzaltacyjnych myśli, ktore nazywają myślami o bogu, że w rozpuszczeniu nie daja se szans na spotkanie samego Boga. Czystej swiadomosci.
To tak jak byś chciał zjeść wspaniałą kolacje, ale wczesniej napchał byś se usta trocinami, ktorych nie da się połknąć
Dzięki. Gdzie znajdę takich nauczycieli w Polsce?
To bardzo trudne pytanie.
Są kursy medytacji typu wippasana.
Mam watpliwosci. Nauka za kasę. Pozornie ukrytą. Warunki stworaone na kursie z jednej strony sprzyjajace niby, z drugiej strony nie do wytrzymania. Np. Medytacja mowi że najlepiej o swicie i to prawda. Ale zerwanie ludzi którz wstają zwykle o 8 na czwartą rano, zabije iich prawie, zamiast dać przestrzeń do medytaccji. Ja wstawalem o 4 ale w upalnej Tailandii i z dwa miesiace wstawalem ale nie mialem intensywnych medytacji. Wchodzilem powoli. Ostatni posilek przed wieczorną medytacją o drugiej, ok. Z pustym brzuchem lepiej medytujesz, ale zeobić to nagle na kursie. Tragedia. Itp. Nie gadać do nikogo przez 4 dni nagle, to przeszkadza zamiast pomagać. Powoli się wdrazać ok. Kursu nie polecam.
Medytacja w osrodkach mesytcji buddyjskiej. Zawsze ta sama. Posiada niby wszystkke fazy medytacji. Wieele osób doszło ta drogą do faktycznej imiejętnosci rozpuszczenia, ale wiele , wiecej nie. Zależy na kogo trafisz i rozpoznasz jak medytuje. To dla poczarkujacego teudne. Polska gałaź diamentowej drogi, zaklada dosć słusznie że wszystcy, nawet ci co się od Koscioła odwrócili, są w pewnym sropniu przez pokolenia uwarunkowaani przez KRK. Czyli mają wysoko wybudowane ego. Konieczność samookreslenia, brak altruizmu wrodzonego. I mają racje. Wiec zaczynają od praktyk podstawowych. Niby racja, bo podobno harakter na fym poziomie mozna zmieniać. Ale to inna droga niż prowadzenie cię przez medytacje. Medytacja jak mowiłem jest. I ona jest poprawnie prowadzona,, ale mozesz spotkać się z czestym przypadkiem, że nikt nie bedzie chciał ci jej semsu, etapów tłumaczyć. To delikatny aspekt. Niby racja. Kazdy wchodzi w medytacje inaczej i może zdarzyć się tak, że ktoś wyprowadzi cię na manowce, bo twoja droga jakiegoś etapu, bedzie naturalnie inna niż twego przewodnika. On ci bedzie opowiadał o swojej. Ty bedziesz szukał jego odczuć, a twoje poprawne prowadziły by cię nieco inaczej. Znajomość jego drogi bedzie wtedy dla ciebie przeszkodą, bo zamiast medytować, bedziesz pobudzony brakiem efektów przez prowadzacego ci opisywqnych. Sam widzisz delikatna sprawa. Diamentowa droga jest w Polsce godna polecenia, ale mozesz czuć się na poczatku zdezorientowany, o co tu chodzi. Jakie mam mieć na jakim etapie odczucia. Mozesz spróbować. Osrodkow diamentowej drogi jest w Polsce w wiekszych miastach wiele. Wystarczy internet dla informacji. Mozesz spróbować isć na medytacje. Może kazdy to z ulicy zrobić bez jakiejś deklaracji religijnej. Ludzie sa zyczliwi i do nowych przyzwyczajeni. Mozesz potem tu lub na prywatnego zadać mi pytania. Postaram się odpowiedzieć, by cię lekko ukierunkować, bez sugerowania wlasnych odczuć. By nie popsuć. Trzeba też czytać. Lama Ole, ksiazki i artykuły. Nauczyciele nie buddyjszy ale z buddyzmu korzystający Tolle, Oscho. Jak się rozglada czlowiek w rozne strony to od kazdego coś usłyszy, a potem razem to się posklada i powiesz aha, o to chodziło. A potem kolejne aha i kolejne . Chrescijaństwo. Nke mowie że złe w sensie drogi, tylko złe na początek. Mało informacji rzetelnej. Nauczyciele, nawet benedyktyni sami jescze poszukują, choć niektorzy rokują fantastycznie. Tylko katolicyzm zbrukany jest taką iloscią zmyĺ egzaltacyjnych że sam w sobie to trudna droga, by do takzwanej modlitwy doskonałej ( rozpuszczenia dojść) lepiej się z drogi medytacyjnej buddyjskiej cofnać z powrotem do chrescijaństwa. Nie dlatego że Jezus lepszy. On taki sam nauczyciel doskonały, tylko mało co po nim pozostało. Potem mozna obrać sobie go na mistrza. Na niego medytować, w medytacji jednkpunktowej, poprzedzajacej rozpusczenie. Tylko z buddyzmu brać doswiadczenie i znać lisfe pulapek i błedów.
W pewnym momencie dotarcia do absolutu, naprawy natury, (serca po chrescijańsku) obojetne ci kim jesteś. Buddystą katolikem, zydem , czy hinduistą, bo jesteś nikim. Tylko czysta swiadomosć uzyskana na kazdej z tych dróg mozliwa się liczy. Zyjesz na ziemi, ale nie jak z tej ziemi.
Pogadaj z Koriolanem. On najpierw pozostwaił katolicyzm nie widzac w nim efektów. Poszukał drogi duchowej buddyjskiej. Ksiązki wyklady. Teraaz wraca do Ojców pustyni bo z perspektywy tamtej wiedzy rozumke o czym faktycznie mowili.
Znajac Biblie ( lepiej niż ja) wie co w niej warte a co poprzekrecane. I jak te warte interpretować. Po owocach go poznacie. Koriolan mimo wielkiego, gigantycznego zyciowego nieszczęścia jest jednym z szczęśliwszych ludzi jakich znam.
Medytacja nauka poza Polską. Nie wiem.
Ja pojechałem do Tajlandii. Na wyspe Ko Samui. Tam jest kilka klasztorów. Miałem bardzo umiejętnych nauczycieli, z dużą wiedzą jak ucnia prowadzić, ale wcześniej przez pół roku wyśmiali doszczętnie moją egotyczność. Kupa ludzi uczniów wtedy zrezygnowała
Na vipassanie byłeś w polsce? Jak oceniasz samą technikę pomijając warunki? Ja byłem 3 lata temu na kursie nie ukończyłem bo się nachlałem w trakcie, ale „efekt” był po tych 7 dniach był silny taki reset mózgu. Jestem teraz zapisany na styczeń, ale zaczynam się wahać czy to dla mnie. Na diamentowej drodze byłem parę razy, ale szybko znięchęcił mnie ten rodzaj medytacji z wizualizacją i mantrowanie. Medytacją się zainteresowałem jakieś 5 lat temu najpierw z mantrą maranatha według wzkazowek wccm, potem ta vipassana, teraz modlitwa Jezusowa. Ogólnie to jestem trochę zaburzony, neurotyczny i widze, że od kiedy zacząłem medytować stałem się bardziej „porabany” nie umiem już udawać tak jak kiedyś, cięzko to opisać, ale życie stało się trudniejsze. Nie na taki efekt liczyłem 5 lat temu. Z braku innej opcji szukam dalej w KRK a tam wogule nie wiedzą o co chodzi. Dla księży medytacja to wyobrażanie sobie scen biblijnych… Jak mówię o praktyce modlitwy Jezusowej i jakiś doznaniach w ciele to to robią wielkie oczy i zachęcają jednak do różańca. Bardzo ciężko znaleźć kogoś kto ma autentyczne doświadczenie. Ci co mają są zabiegani więc chyba zostaje tybet, indie czy Tajlandia za parę lat… Szkoda, że Ty nie nauczasz w realu…
No nie nie,
Jako nauczyciel medytacji, to ja jestem za krótki.
Nauczyciel medytacji, powinien byc jak lekarz kliniczny, specjalista.
Ja w najlepszym wypadku, wiem o lekach jak farmaceuta. Wiem jak dzialają na mnie, ktorych mi potrzeba, a jak na innych , tylko z badań klinicznych . Nie z obserwacji. Nigdy nie prowadzilem chorych.
Piszesz jak rozumiem o jakichś swoich nie zrównowazeniach.
Ja nie potrafiłbym ich zaklasyfikować. Informacja ogolna jest taka iż pewna lista neuroz u ludzi nie powinna się spotykać z pełnym rozpuszczeniem, ani nawet ze stanami ktore są blisko.
Blisko to naprzyklad, faktyczny stan manntry, ktory nie ma tak zwanego, spodniego nurtu myśli. ( tzn mantrujesz jak ustami, albo dzwiekiem w glowie, a pod spodem, drugim torem myślisz, całymi ciagami. To bardzo czesty blad mantrujacych)w tedy mantra mało warta. Mysli spodnie są trochę stlumione ale są. Trzeba to zauwazać i od tego odchodzić. Bez zdenerwowania niepowodzeniem. Samooskarzenie o złą medytacje w trakcie medytacji, to też myslenie i to mocno zaburzajace.
Przez pierwszy rok w klasztorze, mniej wiecej , albo i dluzej, mialem problem z tym że wiedzac intelektalnie duzo o medytacji, staralem się porownać moją wiedzę z moją praktyką . Porywnywać w trakcie medytacji. Oceniać medytacje. To powazny bląd. Niby o niczym nie myślałem swiatowym. O medytacji tylko, ale to też myślenie. Porownać to mozna do zabierania katolickiego ze sobą w medytacje rozpuszczenia Boga. Nad nim rozwazania. To jest porazka. A jak to jest metoda specialna jak w medytacji ignacjańskiej, to jest przeciw skuteczna.
– Genka vippasana, tak na prawdy o tym zestawie praktyk nie wiem wiele. Nigdy tym kursie nie brałem udziału. Nie potrzebowałem. Jak się o nim dowiedziałem byłem juz w Polsce po Tajlandii. Medytowalem sprawnie. Nie wiem jak Genko to zestawił w ciagu tych 10 dni. Posluchalem by ci odpowiedzieć czegoś wyrywkowo na YT. Ok metody te które przez chwilę wyłapalem są same w sobie ok. Tylko nie wnikałem we wszystkie.
Mozesz jak chcesz je dzień po dniu poisać, to ci powiem co ja osobiscie myślę o ich. Tempo mnie przeraża i nasilenie reżimu. To moim zdaniem może nie pozwoloć przyjać stanu medytacji. Wiecej słabszych może połamać psychicznie. Tak myśle. W 10 dni nie da się zrobić czegoś co wiekszosci zajmuje lata, a i tak ze 70% się nie udaje. To dla mnie kolejny kurs XXI wieku jak być piękny bogaty i wspaniały. Oczywiscie nie o te parametry tu chodzi, ale metoda podobna w tempie.
Diamentowa droga wumaga osobnego omówienia i nie jest zła.
Medytacja XVI Karmapy która cię zraziła jest trochę jak byś przyszedł do restauracji i przeczytał karte zamiast jeść obiad.
Karta pokazuje kunszt kucharza i daje propozycje. Kelner przy czytaniu karty może podpowiadać ci kolejnosć zestawy i polecać potrawy i wina. Mozesz nawet wtedy zarzadać talerzyka róznosci, by kunszt kuchni popróbować ale dalej to nie jest obiad. Ilosć zastaw i prporcje ustalasz sam. Nie mozesz, nie powinieneß zrezygnować z głównej specialnosci zakladu, ale wcześniej mozesz wybierać, czy chcesz i czy niezbedna przystawkaa i zupa. A może duża zupa dziś a przystawki tylko jeden kens. Albo szkoda czasu, jem główne danie od razu, bo msm taki żoładek, że kwasów zołądkowych ie muszę na niego przygotowywać. W polskiej diamentowej drodze wiele osób od lat przychodzi i tylko w kółko czyta tak samo karte. Nauki wstępne nie medytacyjne wiekszosci Polakom są potrzebne. Lecz też mogą zrazić. Kontakt z ludzmi, feż różnie bywa. Przecież to w wielkim stopniu tylko przefarbowani katolicy. I od ich modnej, farby mozna se ubabrać ubranie. Tyle że mają szanse, ktorą wykorzystają lub nie. Nauczyciele są przeewaznke swietni. Kilku oswieconych, klku bliskich. Swietne wyklady Karola Śleczka. Błyskotliwe i spektakularne. Jednak jest grupa nauczanych, ktorzy nauczania przyjeli zmieniajac naturę.
Jak już o wykladach to do głowy mi przyszła myśl o nieustraszonosci. Rezultacie budyjskim, ktory doprowadza umysł do stwnu, wszystko co się wydaża jest ciekawe. I nawet jesli pozornie jest złe to jest to materiał do wyciagania wniosków.
Tak zyjacy ludzie niczym się już nie kierują poza dobrem innych. Niczego się niie boją.
Hawrwnek wykonał nieustraszony ruch. Wykonał gest pokoju do najwiekszego forumowego wroga. To wymaga nieustraszonosci. Teraz czekam na Zatorskiego, że napisze. Wysłuchalem wykladu Karola Śleczka w internecie. Moze warto by se z nim pogadać, na wykladzie. Jak Zatorski pojdzie w habicie, to ja pojdę tam z nim pod rękę.
@ad
Ech …
Jak masz takie zaburzenia to potrzebujesz chyba naprawdę porządnego specjalisty …
Była tutaj wcześniej Alina. Też po medytacji miała gorsze rzeczy niż przed. Trafiła chyba na jakąś terapię chrześcijańską bo po medytacji czuła się gorzej.
Niestety ona chyba nie dała kontaktu do siebie, więc nie wiadomo gdzie trafiła i jak to idzie.
Informacja ogolna jest taka iż pewna lista neuroz u ludzi nie powinna się spotykać z pełnym rozpuszczeniem, ani nawet ze stanami ktore są blisko.”
Czyli osoby znerwicowane nie mają szansy na uzyskanie większego efektu medytacji? Wiekszośc polaków jest ponoć w jakism stopniu znerwicoana. Jak zaczynałem medytować to rzeczywiście często z tyłu głowy miałem ciąg myśli a chwile bez mysli były 1, 2 sekundowe, teraz ta przerwa między myślami jest dłuższa. Jednak podczas tej przerwy mam często nieprzyjemne uczucia niepokój złość bez powodu a po samej medytacji jestem w gorszym stanie psychicznym. Czasem, ale rzadziej głeboki spokoj i dziwne,ale przyjemne intrygujące doznania cielesne. Nie warto się na tym skupiać z tego co wiem, ale intryguje mnie to. Miałeś coś podobnego? Co do vipassany to pierwsze bodajże 4 dni jest anapana obserwacja oddechu i doznań w punkcie pod dziurkami nosa. Sama Vipasanna polega na niejako skanowaniu ciała od czubka głowy po stopy i obserwacja doznań, na początku bólu zazwyczaj potem np. u mnie pojawiały się uczucie jakby ktoś polewał mi plecy gorąca wodą, albo silny ból policzków. Tylko obserwacja tych doznań bez analizy i osądu. Ja 5 dnia w nocy myślałem, że tracę zmysły, uczucie przepływu powietrza przez kości. Generalnie nie jest tak ciężko jak by się mogło wydawać. No ja niestetu znalazłem wino w pomieszczeniu gospodarczym. Pozwolili nawet zostać, ale byłem już zbyt rozproszony.
Nie tak miałem, ale własnie to co miałem, jak bym ci opowiadał, to było by bez sensu dla twojej drogi. Ty pewno reagujesz inaczej niż ja i jescze wielu innych reaguje inaczej. Nie szukaj porownań odczuć. Po pierwwsze są inne po drugie nie do opisania słowami. Po trzecie niczego nie szukaj, ani nie rozpatruj. Po proostu medytuj na nizszym poziomie. On jest niby niższy, ale i on naprawia natury. Miliony ludzi nie wchodzi w głeboką medytacje a skrupulatnie prakrtykujac medytacje pomniejsze idzie ta drogą do oswiecenia. Sam oddech , na nim sie skupienie, ma wielką potegę. Wipassana, przemieszczanie penetrowanie uwagą kazdego zakatka ciała po kolei to też swietna i bezpieczna medytacja. Prosta wizalizacja jednopunktowa jako granica bezpieczeństwa. Wizalizacja jedno kolorowej kulki , lub obreczy.
Najpierw uspokojenie. Proste mysli o tematach oderwanach od świata. Ciagle te same. Trochę filozofii, o absolucie, ale ciagle te same filozofie. Ciagi mysli abstrakcyjnych przerobionych już tysiac razy. Be z innowacji. Potem oddech. Potem wipassana. Jak usypiasz to pocieraj kciukiem o wskazujacy. Opuszek o opuszek.Takie kółka, zebyś czuł lekkie tarcie. Jak palce staną , to znaczy że śpisz. Moze być mala, czotka. Nie musi. To nie są zadne swiete magiczne przedmioty. Po prostu nie pozwalają zasnąć. Plecy proste to ważne. Jak cie lotos meczy to weź krzesło. Dla biąłych lotos to wymuszona pozycja. Byle plecy proste. Zgiete zamykają kanały energetyczne. Jak nie krzesło, to lezenie z prostymi plecami, ale to duże niebezpieczeństwo snu.
Medytacja uwagi , to podstawa. Siadz na lawce w parku i tylko siedz. Ale to trudniejsze niż spacer . Tylko to co na spacerze . Idziesz patrzysz, drzewa szumią, buty klapią o ziemie słyszysz to. Zadnych wniosków dociekań po prostu spacer. Spacer latwiejszy bo umysł jednak coś dostaje, tylko nie ciagnie tematów, ani spaceru, ani tych przeszłuch czy przyszłych. Jak się zlapiesz że wrociłeś do zwyklaego myslenia, to się ciesz ze to zauważyleś zamiast się na siebie złoscić. Miliardy ludzi prowadzi ze sobą monolog, gada im w głowie, a tego w ogóle nie widzą. Ty zauwazyleś. Hura. Wracaj do medytacji.
Medytacja rano jka jesteś wyspany po wyspaniu się jest latwiejsa. Mniej się zasypia. Wieczorem jak już nic do zrobienia też fajna. Najpierw pomedytuj, a potem powiedz koniec medytacji teraz idę spać. Usuwam myśli ,ale pozwalam sobie podpłynąć. Swietny środek nasenny.
Dobranoc
Co Piotrze myslisz o Szkole Zen Kwan Um w warszawie ?
Czyli osoby znerwicowane nie mają szansy na uzyskanie większego efektu medytacji?
To pytanie podobne do pytania, czy ludzie z chrym żoładkiem są w stanie se pojeść?
Są tyklo muszą jeść co innego i w innym tepie.
Pojmujesz?
@ad
„Czyli osoby znerwicowane nie mają szansy na uzyskanie większego efektu medytacji? ”
Możesz skorzystać z medytacji.
Kłopot polega na czymś innym.
By wyjść z lasu można iść z zamkniętymi oczami.
Ale to długo trwa.
Można iść ścieżką JUŻ WYDEPTANĄ przez kogoś.
Wychodzi się szybko i elegancko.
To jest właśnie ścieżka pójścia za guru. Ścieżka skorzystania z doświadczeń kogoś z zewnątrz.
Działa to świetnie dla większości ludzi.
Mistrz mówi Ci prosto … Idź za światłem, i dochodzisz.
Ale część ludzi nie widzi ŻADNEGO światła lub widzi miliony świateł. I wtedy taka rada Ci na nic, bo za którym światłem masz iść ?
I teraz …
Musisz znaleźć mistrza, który zrozumie Twoją sytuację, zobaczy Twoje światła i powie Ci lub podpowie JAK znaleźć prawidłowe światło.
Bo gdy podążysz za złym, to zginiesz jeszcze bardziej.
A musisz wiedzieć, że guru zna TYLKO drogi które SAM przeszedł.
TO mniej więcej próbuje Ci powiedzieć Piotr W.
Przykład
Jednemu facetowi powiedzieli … Idź za wewnętrznym głosem Ducha Świętego on Cię poprowadzi.
No to facet zabijał złych ludzi bo mu głos Ducha Świętego tak kazał.
Domyślasz się jak to uzdrawianie się skończyło …
Nie napisałem tego by Cię przestraszyć ale by ostrzec. Chcesz i Możesz zrobić coś dobrego ze swoim życiem. Ale warto żebyś znalazł kogoś kto Ci skutecznie pomoże zacząć. Wytłumaczy Ci o co ogólnie chodzi i pokaże Ci jak sam sobie poradził. Piotr W., ja możemy Ci to powiedzieć.
Ale tylko bezpośrednie spotkanie da odpowiedź na pytanie … Czy możemy Ci pomóc.
Ja mogę się z Tobą spotkać jeśli zechcesz.
Chętnie popatrzę na morze :-)))
Może koło Sylwestra ?
Jest też opcja medytacji i różnych praktycznych ćwiczeń medytacyjnych znanych pod zbiorczą nazwą „mindfulness”.Jest, w porównaniu z innymi medytacjami , najlepiej zbadana i można znaleźć nauczycieli z kwalifikacjami. Mi spodobało się tutaj: http://stacjateraz.pl/czy-warto-bac-sie-ciszy/ , ze względu na uczciwe i wyważone podejście do tematu: „Czy zatem warto bać się ciszy? Sądzę, że warto do niej odnosić się z szacunkiem. Bo potrafi dać ukojenie, ale też wydobyć na jaw sprawy, które na co dzień zamiatamy pod dywan i zagłuszamy na wszelkie sposoby. … Bo – powiedzmy szczerze – bywają takie okresy w życiu, że cisza może zbudzić za dużo upiorów, z którymi nie potrafimy sobie jeszcze radzić.”
https://nczas.com/2018/12/24/zycie-po-smierci-uzasadnione-naukowo-mechanika-kwantowa-pozwala-na-istnienie-swiadomosci-nawet-po-rozkladzie-ciala/
Tak będzie jak mówisz bo prochem jesteśmy i w proch się obrucimy. Słowo ostatnie ma Bóg bo to wszystko jego zgodnie ze słowami Ojcze w ręce twoje oddaję ducha mego.
Bóg nie jest wrogiem
8 Ale tyś mówił do moich uszu,
słyszałem dźwięk twoich słów2:
9 „Czysty jestem, bez grzechu,
niewinny i nie mam zmazy.
10 A znalazł On u mnie niewierność,
za wroga3 mnie swego uważa.
11 Nogi me zakuł w kajdany,
baczy na każdy mój krok”4.
12 Tu nie masz słuszności – powiadam,
bo wyższy jest Bóg od człowieka5.
Bóg poucza w czasie snu
13 Czemu się z Nim spierałeś:
„Moje słowa są bez odpowiedzi?”6
14 Bóg raz się odzywa i drugi,
tylko się na to nie zważa.
15 7 We śnie i w nocnym widzeniu,
gdy spada sen na człowieka;
i w czasie drzemki na łóżku
16 otwiera On ludziom oczy,
przerażenie budzi w ich sercu8.
17 Chce odwieść człowieka od grzechu
i męża uwolnić od pychy,
18 uchronić duszę od grobu,
a życie – od ciosu dzidy.
Bóg upomina cierpieniem
19 Przez cierpienie nawraca na łożu
i udrękę w kościach nieustanną.
20 Kiedy posiłek już zbrzydnie
i smaczne pokarmy są wstrętne;
21 gdy ciało mu w oczach zanika
i nagie kości zostają,
22 jego dusza się zbliża do grobu,
a życie do miejsca umarłych.
Konieczny orędownik
23 Gdy ma on swego anioła,
obrońcę jednego z tysiąca,
co mu wyjaśni powinność;
24 zlituje się nad nim i prosi:
„Uwolnij od zejścia do grobu,
za niego okup9 znalazłem” –
Warunek wyzdrowienia
25 to wraca do dni młodości,
jak wtedy ciało ma rześkie,
26 błaga Boga10, a On się lituje,
radosne oblicze nań zwraca.
Przywrócono mu dawną prawość
27 i ludziom swym tak wyśpiewuje:
„Grzeszyłem, przewrotnie działałem,
nie oddał mi On według mej winy,
Bóg ratuje od śmierci
28 uwolnił od zejścia do grobu,
me życie raduje się światłem”.
29 Wszystko to dwa i trzy razy
Bóg czyni względem człowieka,
30 chcąc go uwolnić od grobu
i oświecić blaskiem żyjących.
31 Uważaj, Hiobie, i słuchaj,
lub milcz, a ja będę mówił.
32 Może chcesz coś powiedzieć?
Przemów, skargę twą przyjmę.
33 Czy nie chcesz? Przeto posłuchaj!
Milcz – ja cię nauczę mądrości».
Cod do Kości to nie ty pierwszy o tym mówisz. Wyglądaj pana.
Ożywienie wysuszonych kości
37
1 Potem spoczęła na mnie ręka Pana, i wyprowadził mnie On w duchu na zewnątrz, i postawił mnie pośród doliny. Była ona pełna kości. 2 I polecił mi, abym przeszedł dokoła nich, i oto było ich na obszarze doliny bardzo wiele. Były one zupełnie wyschłe. 3 I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, czy kości te powrócą znowu do życia?» Odpowiedziałem: «Panie Boże, Ty to wiesz». 4 Wtedy rzekł On do mnie: «Prorokuj nad tymi kośćmi i mów do nich: „Wyschłe kości, słuchajcie słowa Pana!” 5 Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja wam daję ducha1 po to, abyście się stały żywe. 6 Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę, i dać wam ducha po to, abyście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan». 7 I prorokowałem, jak mi było polecone, a gdym prorokował, oto powstał szum i trzask, i kości jedna po drugiej zbliżały się do siebie. 8 I patrzyłem, a oto powróciły ścięgna i wyrosło ciało, a skóra pokryła je z wierzchu, ale jeszcze nie było w nich ducha. 9 I powiedział On do mnie: «Prorokuj do ducha, prorokuj, o synu człowieczy, i mów do ducha: Tak powiada Pan Bóg: Z czterech wiatrów przybądź, duchu, i powiej po tych pobitych, aby ożyli». 10 Wtedy prorokowałem tak, jak mi nakazał, i duch wstąpił w nich, a ożyli i stanęli na nogach – wojsko bardzo, bardzo wielkie2. 11 I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, kości te to cały dom Izraela. Oto mówią oni: „Wyschły kości nasze, minęła nadzieja nasza, już po nas”. 12 Dlatego prorokuj i mów do nich: Tak mówi Pan Bóg: Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, 13 i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. 14 Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam» – wyrocznia Pana Boga.
To prawda, wulgarność, przemądrzałość, rubaszność, hałaśliwość, prostactwo, słowna przemoc, kłamstwo, nie ma nic wspólnego z prostotą, cichością, skromnością, szczerą prostą, jasną, przejrzystą, nie narzucającą się, nie wywierającą nacisku.
Zaszczekaj wróbel!
To wyżej też do ciebie. Czy to spełnia twoje oczekiwania?
A ja ciebie lubie. Powiem wiecej. Jesteś bardzo tu potrzebny. Nie mnie ale benedyktynom. Wyraziste zaciemnienia dla poczatkujacych nauczycieli w cenie.
Dzieki ci przyjacielu, choć przykro mi że nie poszło po twojej myśli.
Chcialesz dowalić , a pomogłeś. – Pięknie, allleluja i do przodu, jak to mawia Rydzyk. Tylem do przodu